czwartek, 8 sierpnia 2013

17) Nieoczekiwany zwrot wydarzeń

No i macie obiecaną notkę! Cieszycie się? Bo ja bardzo! Jestem z siebie dumna, że w jeden dzień napisałam prawie cały rozdział! Prawie, ponieważ początek napisałam jeszcze w lutym, teraz dokończyłam :3 Więc, bez większych ceregieli, zapraszam serdecznie do czytania!!! 
jdhfjhdkhfkjdsh
LEXIE :3
Dedykacja dla ALEX, dodawana w ostatniej sekundzie bo Lexie zapomniała :3 

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Lily wbiegła do dormitorium zalana płaczem  Chciała rzucić się na swoje łózko  zanim dziewczyny wrócą i zasnąć jak najprędzej  żeby nie musiała odpowiadać na żadne niewygodne pytania, niestety, sama usłyszała cichy szloch dochodzący od łózka Roxy.
- Roxy? - zapytała drżącym głosem dziewczyna i podeszła do łóżka przyjaciółki.
- Lily? Czemu płaczesz?
- A ty?
- A co?
- Płaczesz.
- Aha.
W pomieszczeniu zrobiło się cicho, lecz po krótkiej chwili dziewczyny się roześmiały przez łzy. Roxy usiadła na łóżku i pociągnęła Lily za rękę, żeby zrobiła to samo. Przytuliły się i zaczęły płakać w swoich ramionach. Nie potrzebowały słów, ich obecność w zupełności im wystarczała. Siedziały razem wylewając swoje smutki w bluzkę przyjaciółki. Siedziałyby tak pewnie aż nie zasną, ale przerwała im Julie, która właśnie wróciła z randki.
- Lily? Roxy? Czemu płaczecie? Co się stało? - zapytała przerażona.
- Słoń? - zapytała głupim głosem Lily i popatrzyła porozumiewawczo na Roxy.
- Jaki słoń? - Julie zrobiła zdziwioną minę.
- Ten który jest jastrzębiem! - Powiedziała Roxy, która ku uciesze Lilki, od razu załapała.
- Co?
- Wata cukrowa ci nie mówiła?! - oburzyła się Ruda.
- Jak ona mogła! - dołączyła się Roxy.
- No ale wiesz... W końcu to suchy wodospad.
- Ale ta chmura nie powinna być zielona, tylko pomarańczowa!!!
- Wiem, kochana, wiem. Koc też to bardzo przeżywa.
- Ale to cement sprawia, że drzewa rosną w dół
- A delfiny mają tęczowe drzewa pod mostem śmierci... - Julia stała osłupiona, słuchając tej jakże inteligentnej rozmowy z bardzo inteligentną miną. Płaczące dziewczyny już nie wytrzymały i wybuchnęły śmiechem. Chociaż łzy nadal spływały im po policzkach, śmiały się serdecznie.
- Ja to się już boję o cokolwiek zapytać - powiedziała Julie, kręcąc głową z dezaprobatą. Nie mówiąc nic więcej, przebrała się w piżamę i usiadła z przyjaciółkami na łóżku Roxy. Patrzyła na nie wyczekująco a one nie przestawały płakać. Siedziały przez około pięć minut, gdy do pokoju weszła uśmiechnięta Jess. Gdy zobaczyła dwie płaczące dziewczyny i swoją bliźniaczkę na jednym łóżku, siedzące po turecku w ciszy, zrobiła dokładnie taką samą minę jak Julie przed krótką chwilą.
- Co się dzieje? - zapytała.
- Słoń? - Lily po raz kolejny zaczęła.
- Nieee!! - Julie krzyknęła zanim Roxanne zdążyła cokolwiek powiedzieć. Dziewczyny się znowu roześmiały. Jessie także ubrała się w piżamę i dosiadła się do nich.
- To w końcu co się wam stało? - zapytała Jess.
- Tylko nie zaczynajcie znowu! - błagała druga blondynka.Chociaż żadna już nie płakała, gdy opowiadały co się stało głos się im trochę trząsł. Roxanne było o wiele łatwiej pocieszyć, wystarczyło powiedzieć, że Syriusz to szowinistyczna świnia, że nigdy się nie zmieni i nie powinna zawracać sobie głowy takim kretynem. Z Lily było gorzej. W końcu to była jej wina, to ona jego zostawiła. Proponowały jej z nim porozmawiać i przeprosić, zapewniały, że nie będzie jej miał tego za złe. Niestety, ona dalej nie była pewna co do tego jak zareaguje James, ale po wielu namowach koleżanek, zdecydowała się porozmawiać z nim następnego dnia. 

***
James wrócił do dormitorium nieźle zdenerwowany. Miał ochotę kopnąć kolumnę, ale przypomniał sobie co stało się ostatnim razem, więc tylko fuknął rozgniewany. Rzucił się zrezygnowany na łóżko i zaczął mamrotać do siebie bluźnierstwa. "***** kobiety **********, ja ********, nigdy więcej ***** bo ***** zwariuje!!" (KONKURS! Kto odkryje, co się kryje pod gwiazdkami dostanie w następnej notce dedyk. xD) Zniesmaczony Remus wyjrzał ze swojego łóżka. 


- Jimbo, co tam?
- Nie chcę o tym rozmawiać - powiedział głosem obrażonego dziecka. 
- No dobra, spoko.
- No bo słuchaj! Byłem na tej randce, która nie była randką, tylko przyjacielskim spotkaniem i zabrałem ją do Pokoju Życzeń i ona chciała plażę, więc Pokój się zmienił w plażę i tam sobie byliśmy co nie? I tam się chlapaliśmy w pływaliśmy i w ogóle i potem ona mnie pocałowała! Rozumiesz? Pocałowała mnie! Wszystko by było zajebiście co nie, ale potem zaczęła mnie przepraszać i uciekła i teraz nie wiem co ja mam o tym wszystkim myśleć... - James powiedział wszystko tak szybko, że Remusowi zajęło dość długą chwilę, by to rozszyfrować.
- Czyli Lily cię pocałowała i potem uciekła?
- Tak.
- Może po prostu nie była gotowa?
- Na co? Przecież nie będę się jej oświadczał!
- Ale samo angażowanie się w jakikolwiek związek byłby dla niej ogromnym krokiem...
- To mogła pogadać! A nie uciekać bez wytłumaczenia! - burknął, po czym dodał, bardziej do siebie - Zawsze tak robi, najpierw mnie rani, potem płacze, a ja jej wybaczam. Nie wytrzymam już!
- James, i tak jej wybaczysz... - powiedział Remus z politowaniem.
- NIE! Nie tym razem! Jeśli jej na mnie zależy, niech ona się postara! - z takim postanowieniem, James przewrócił się na drugi bok i ułożył się wygodnie. Remus pokręcił głową i także opadł na swoje poduszki.
- James, ściągnąłbyś przynajmniej buty - powiedział jeszcze, zanim zamknął oczy. Odpowiedziało mu tylko chrapanie.

***

Lily obudziła się rano ze strasznym bólem brzucha. Wstała z łóżka i zgięła się w pół. Biegiem udała się do łazienki, uklękła przy toalecie i... Zwymiotowała. Trzy razu z rzędu. Cała blada na twarzy, zdziwiona tym co się właśnie zdarzyło, stanęła chwiejnie przy umywalce i wypłukała usta. Spojrzała w lustro, obmywając twarz zimną wodą. "Trzeba było nie jeść tyle wczoraj" pomyślała. Chociaż było jeszcze dość ciemno, dziewczyna stwierdziła, że jest za późno by wracać do łóżka i, zrzucając z siebie piżamę, weszła do kabiny prysznicowej. Miała dużo czasu by przeanalizować wszystko co się stało wczorajszego wieczora i doszła do wniosku, iż nic takiego strasznego nie zrobiła; emocje nią targały, nie myślała wtedy o skutkach jej postępowań i przecież go przeprosiła. Dzisiaj mu to wszystko wytłumaczy i będzie tak jak dawniej.
Gdy w końcu wyszła, zaczęło się już rozjaśniać. Postanowiła obudzić swoje współlokatorki.
- Pobudka!! - wrzasnęła na cały głos. Rezultatem były trzy dziewczyny zrywające się ze swoich łóżek, krzyczące "Co się dzieje?!" lub "O co chodzi?!" Ruda się roześmiała - Wstawajcie, lekcje czekają!
- Jakie lekcje?! Jest sobota debilu! - krzyknęła Jessica, głosem pełnym żalu.
- No właśnie! Nie ma dziś żadnych lekcji! - dodała Roxanne. Obie opadły z powrotem na swoje poduszki, a Lily stała na środku pokoju z głupią miną. Uderzyła się otwartą ręką w czoło (czyli zrobiła tak zwanego Facepalma, Dop. Autorki.) i rzuciła się na łóżko, twarzą w dół. Julie jednak wstała i, jakby w transie, powędrowała w stronę łazienki i zamknęła się w niej. Ona już na pewno nie pójdzie spać, będzie czekać aż jej przyjaciółki wstaną, robiąc wszystkie zadania domowe.

Jak dobiegła dziewiąta, wszystkie już były gotowe, żeby pójść na śniadanie, ale dwie z nich bardzo się denerwowały. Lily oraz Roxy bały się spotkać Jamesa oraz Syriusza w Wielkiej Sali. Brunetka wiedziała, że będzie go ignorować, więc nie miała ogromnego problemu, ale Lily nie miała pojęcia jak się zachować. Musi porozmawiać z nim, to pewne, tylko nie wiedziała jak zacząć, co powiedzieć. Nie wiedziała, czy chłopak w ogóle zechce ją posłuchać. Gdy weszły do Wielkiej Sali, Huncwoci już siedzieli przy stole Gryfonów. Lily i Roxy odetchnęły głęboko i ruszyły pewnym krokiem na swoje miejsca, a bliźniaczki za nimi. Roxy usiadła na przeciwko Syriusza, ukradkiem na niego spojrzała i jak gdyby nigdy nic, zaczęła jeść kanapkę. On nawet nie zwrócił na nią uwagi. Lily z kolei, usiadła na przeciwko Jamesa i uśmiechnęła się do niego krótko. On również nie zwrócił na nią uwagi. Nieprzerwanie żuł swoje jedzenie, patrząc się tępo w talerz. Nikt w ich grupie nic nie mówił, aż w końcu Lily przerwała ciszę.
- James? - powiedziała niskim głosem. On tylko podniósł na nią wzrok, po czym powrócił do jedzenia. Evans jednak się nie poddawała - James, możemy pogadać? Proszę? - zapytała.
- O czym chcesz gadać? - zapytał dziwnie spokojnie - O tym, jak po raz kolejny mnie zostawiłaś, zrobiłaś mi nadzieje, a potem zmieszałaś z błotem? Jeśli o tym chcesz gadać, to ja cię nie chcę słuchać - powiedział z wyrzutem i wziął do ręki następnego tosta. Lily zrobiła się cała czerwona i otworzyła usta żeby coś powiedzieć, ale się rozmyśliła, i je zamknęła.
- Proszę, chcę tylko porozmawiać, wytłumaczyć wszystko - powiedziała w końcu.
- No to mów.
- Eee... - Evans zaniemówiła. Nie miała pojęcia od czego zacząć, więc tylko siedziała i wpatrywała się w obojętną twarz Pottera, zastanawiając się co powiedzieć. Wszystkie oczy były skierowane na nią, co wcale jej nie pomagało się skupić - Wolałabym na osobności - powiedziała, patrząc się nerwowo po towarzystwie. James bez słowa wstał i zrobił parę kroków. Zatrzymał się i, odwracając się do niej, powiedział:
- No to idziesz, czy nie?
- Jasne! - powiedziała zaskoczona i wstała. Oboje skierowali kroki do wyjścia a gdy spotkali się przy drzwiach, skręcili w prawo. Szli korytarzem bez słowa, oboje czuli się bardzo niezręcznie a krępująca cisza pogarszała sytuację. Chłopak szedł bardzo szybko, Lily z trudem dotrzymywała mu kroku.
- Gdzie idziemy? - spytała po paru minutach wędrówki.
- Do Pokoju Życzeń. Tam na pewno będziemy sami i nikt nam nie przeszkodzi - powiedział okularnik bezbarwnym głosem. Lilka miała mieszane uczucia co do tego. Jest to najbardziej prywatne miejsce w Hogwarcie, ponieważ niewiele osób o nim wie, może zmienić się w cokolwiek, więc na pewno będzie im tam wygodnie, ale z drugiej strony to  w końcu tam stało się to, co teraz musi odkręcać. A co się stało? Tak na prawdę sama nie wie.
Przez resztę drogi żadne z nich się nie odzywało, ale nie było już aż tak niezręcznie. Gdy doszli na siódme piętro, James przeszedł trzy razy pod ścianą myśląc "spokojne miejsce, do rozmowy". Po chwili pokazały się drzwi. Chociaż Lily już to raz doświadczyła, widok pojawiających się znikąd drzwi nadal ją zachwycił. James je otworzył i gestem pokazał, żeby weszła pierwsza (dżentelmen od siedmiu boleści Dop. Autorki.) Lily nie wiedziała czego ma się spodziewać. Ostatnio jak tu wchodziła to wyszła na otwartą plażę, więc gdy zobaczyła mały, potulny, słabo oświetlony pokoik, z niczym innym poza dwoma dużymi fotelami, które wyglądały na bardzo wygodne, troszkę się zdziwiła. Ściany były koloru magnolii, fotele przyćmionej czerwieni. Na ścianie na przeciw drzwi były dwie lampki i duży kominek, a po podłodze rozciągał się szkarłatny dywan. Na fotelach oraz pod ścianami walało się około milion poduszek, każda w innym odcieniu czerwieni, Lily sama nie wiedziała dlaczego, ale wydawało się jej, że znowu ujrzy plażę, niebo, słońce, albo przynajmniej jakąś otwartą przestrzeń. Wkroczyła powoli do środka i usiadła na jednym z foteli, James zamknął za sobą drzwi i usiadł na drugim.
- Więc mów - powiedział. Więc mówiła. Przeprosiła go za wczoraj i za wszystko inne, co mu zrobiła przez te trzy i pół roku. Wytłumaczyła, że wczoraj nie myślała co robi, że działała pochopnie i na pewno nie było jej intencją, by go zranić. Mówiła o tym jakim jest świetnym przyjacielem, ale nie wie, czy kiedykolwiek będzie czuła do niego coś więcej, o tym, że boi się związku i że nie jest gotowa, że może kiedyś w przyszłości coś się miedzy nimi wydarzy, że może skończą razem. Powiedziała mu, że teraz nie chce nic więcej, tylko przyjaźni i że go przeprasza za wszystko. Mówiła jakąś godzinę. On jej nie przerwał ani razu.
Gdy w końcu przestała mówić, on zaczął. Mówił o tym, jak przez trzy lata się o nią starał, bez skutku, i jak bardzo go to bolało, że nigdy go nie akceptowała. Mówił, że znęcając się nad Snape'm odreagowywał, po tym jak ona go zawsze odrzucała, że robił to po to, by się na niej odegrać, bo wiedział, że ją to denerwuje, a nie chciał jej nic złego zrobić. Powiedział, że najgorsze było to, że nigdy nie dala mu nawet żadnej szansy, nigdy z nim nie rozmawiała, ale i tak miała o nim najgorsze zdanie. Że jak stali się przyjaciółmi w tym roku, był najszczęśliwszym człowiekiem na świecie i że nie mógł znieść tych wszystkich kłótni. On także mówił około godzinę. Na nieszczęście Lily skończył takim zdaniem:
- Za dużo razy mnie zraniłaś, za bardzo przez ciebie cierpiałem, żebym teraz mógł ci to wszystko wybaczyć i udawać, że nic się nie stało.
Wstał i wyszedł, zostawiając ją samą w tym małym, ślicznym pokoiku.

***

Przez następne kilkanaście dni Gryfonki nie rozmawiały z Gryfonami, i odwrotnie. Jedyne damsko-męskie rozmowy jakie miały miejsce w Gryffondorze były między Julie a Remusem i dotyczyły lekcji. Przez te kilkanaście dni, od walentynek Lily ani razu nie wylądowała w szpitalu, co dziewczyny przyjęły w ogromną ulgą. Ruda miewała tylko okazjonalne koszmary, które nie były już takie straszne. Niestety było także coś, o czym Lily nie mówiła przyjaciółkom. Coraz częściej budziła się z bólem żołądka, i coraz częściej chodziła rano do łazienki, żeby wymiotować. Zawsze działo się to bardzo wcześnie, jeszcze zanim reszta dziewczyn wstała, więc nie musiała im nic tłumaczyć. Sama myślała, że to jakieś zatrucie, albo grypa żołądkowa, więc się tym zbytnio nie przejmowała. Myślała, że samo minie po kilku dniach. Jednakże, była w błędzie i nawet nie wiedziała jak ogromnym.
Pod koniec lutego postanowiła iść do skrzydła szpitalnego. Gdy rano wstała, ledwo doszła do toalety i pół godziny spędziła w głową w kiblu, a ból brzucha w ogóle jej nie minął. Cały dzień spędziła, ściskając się za brzuch, nie mogąc się skupić na lekcjach.
- Lily, idź do Pomfrey, niech ci da jakąś odtrutkę - powiedziała Roxy na przerwie stojąc przy Lilce, trzymając jej włosy, gdy ta rzygała w toalecie.
- Mhmm - mruknęła. Roxy ją poklepała po plechach i podała szklankę wody.
- Powinnaś iść już teraz.
- Po lekcjach pójdę... - upierała się Lily - Słuchaj, i tak już strasznie dużo ominęłam, nie mogę żadnej lekcji opuścić, chcę zdać tegoroczne egzaminy!
- Dobra, jak wolisz. I tak nie skupiasz się w ogóle na lekcjach, tylko siedzisz zgięta w pół, ale jak wolisz.
- Wolę pójść po lekcjach.
- No ok.
- Ok.
Lily chciała odłożyć spotkanie z pielęgniarką, jak najbardziej się da, ponieważ obawiała się, że wie co się z nią dzieje. Nie chciała, żeby jej obawy się potwierdziły. Do tego, jakby teraz poszła, to dziewczyny by chciały iść z nią, a ona nie chciała, żeby się dowiedziały. Samopoczucie Lily było na dnie, ale to co zobaczyła w drodze do Wielkiej Sali sprawiło, że owe dno pękło a samopoczucie spadło jeszcze niżej. Zobaczyła Jamesa Pottera oraz Syriusza Blacka. A mianowicie ich i Severusa Snape'a wiszącego w powietrzu przed nimi.
- Co wy sobie wyobrażacie?! - Wrzasnęła. Chłopcy się odwrócili, uśmiech spełzł z twarzy Pottera, ale mina Blacka pozostała nie zmieniona.
- Lily, słuchaj - James zaczął tłumaczyć.
- Nie żadne "Lily, słuchaj", tylko postaw go z powrotem na ziemię!
- Nie mogę, to Syriusz go trzyma w powietrzu - powiedział okularnik ze skruszoną miną.
- Black postaw go!
- Hmm... Postawić? - czarnowłosy zaczął się głupio zastanawiać - Nie, wiesz, nie postawie... - dodał po chwili.
- Boże, jacy wy durni jesteście! A ty Potter, po tym co mi powiedziałeś w Pokoju Życzeń, myślałam, że przestaniesz! Jednak się myliłam, nadal jesteś głupim napuszonym dzieciakiem! Powiedz mi teraz tylko, czemu to robisz? Bo chyba nie po to, żeby się na mnie odegrać, ponieważ cię zraniłam, - ostatnie słowo powiedziała przedrzeźniającym głosem - bo jeśli dobrze pamiętam, to ty się na mnie obraziłeś! Ja chciałam się pogodzić!
- Evans, jak zawsze myślisz, że wszystko kręci się w okół ciebie! Jakbyś mnie posłuchała, to byś wiedziała czemu to zrobiłem! - powiedział James z wyrzutem. - Dla twojej informacji, ten śmieć chciał powiedzieć wszystkim co się stało w twoje urodziny, gdybym nie rzucił na niego silencio wszyscy tutaj zebrani by wiedzieli! - po tym zdaniu, Lily zaniemówiła - Zanim zaczniesz obwiniać ludzi, najpierw dowiedz się co się naprawdę stało - James włożył różdżkę za pazuchę i wymaszerował z pomieszczenia. Na sali było cicho przez chwilę, aż w końcu było słychać huk, po tym jak Snape upadł na podłogę i kroki Syriusza, jak wybiegł za przyjacielem. Zanim wyszedł rzucił Lilce spojrzenie pełne pogardy. Ludzie zaczęli się rozchodzić, a Lily stała ze łzami w oczach. Teraz rozumiała, czemu James nie chciał jej wybaczyć. Zawsze go obwiniała za wszystko, nawet jeśli nie znała całej historii. Roxy patrzyła na nią jak oniemiała.
- Lily? Co się stało w twoje urodziny? - zapytała. Mówiłaś, że Malfoy cię zaatakował i dlatego go wyrzucili, ale to już przecież wszyscy wiedzieli? Coś jeszcze? - była trochę urażona, że Lily nie powiedziała jej prawdy, ale teraz za bardzo się o nią martwiła, by mieć do niej jakieś pretensje. Lily nie mogła złapać oddechu. wielka gula utworzyła się w jej gardle i nie mogła wypowiedzieć żadnego słowa. Pobiegła w stronę szpitala, a Roxy pobiegła za nią. Mulatka wołała, żeby zwolniła, ale ona biegła szybciej, przez co coraz trudniej było jej oddychać. Gdy dobiegła do skrzydła szpitalnego zapukała i, nie czekając na odpowiedź, weszła do środka. Pani Pomfrey, która właśnie wychodziła ze swojego gabinetu, gdy tylko zobaczyła zapłakaną Lily powiedziała:
- Lily, kochanie, co się stało? - podeszła do niej szybkim krokiem, objęła ramieniem i zaprowadziła do najbliższego łóżka.
- Lily! - Roxy wbiegła i usiadła przy przyjaciółce.
- Panno McDonald, Panna Evans potrzebuje odpocząć, proszę stąd wyjść!
- Lily nie potrzebuje odpoczynku, tylko przyjaciela! Od miesiąca tłumi w sobie uczucia, sama musiała się borykać z tym co się stało, nic dziwnego, że tak często tu lądowała!
- Roxy, wiesz o tym? - spytała pielęgniarka.
- Nie wiem, ale bardzo bym się chciała dowiedzieć! Lily - zwróciła się do dziewczyny na łóżku - Proszę, powiedz mi, chcę ci pomóc - odpowiedziało jej łkanie. 
- Roxy, idź na lekcję, jeśli Lily będzie chciała ci powiedzieć, to ci powie jak już się uspokoi. - Roxy się zawahała, ale wyszła. Pomfrey podała Lily fiolkę z eliksirem uspakajającym, a ta wypiła wszystko jednym łykiem. Gdy już w końcu złapała oddech popatrzyła na pielęgniarkę przestraszonym wzrokiem. 
- Bo ja... Ostatnio często rano wymiotowałam... I już długo nie miałam miesiączki - wykrztusiła Lily. Czuła się bardzo niezręcznie mówić o tym komuś, ale musiała. Pielęgniarka znała całą historię, więc nie pytała o nic więcej. 
- Lily, połóż się na plecach - powiedziała. Starała się brzmieć najspokojniej jak tylko mogła, żeby nie przestraszyć dziewczyny, ale głos jej trochę zadrżał. Pani Pomfrey wzięła do ręki różdżkę i dotknęła końcówką brzucha Lily. Po kilku sekundach, trzonek różdżki zaświecił się na niebiesko.  
- I co? - zapytała Lily. Widząc minę pielęgniarki, wiedziała już że wieści nie są dobre. 
- Lily, bardzo mi przykro... - W oczach Evans pojawiły się łzy. - Jesteś w ciąży. 
- Nie... Nie to nie może być prawda... Nie... - zaczęła panikować. Nie mogła być w ciąży, ma tylko czternaście lat! Na pewno nie chciała tego dziecka zatrzymać - Nie chcę! Nie chcę tego bachora, nie chcę żeby dziecko, tego... Gwałciciela rosło we mnie! Niech pani coś zrobi! - Lily zaczęła krzyczeć, łzy spływały jej po policzkach. Nie wiedziała co ma teraz zrobić. 
- Lily, uspokój się. Mogę usunąć ciążę, ale potrzebuję czasu, żeby sporządzić odpowiedni eliksir. Dopiero za tydzień będzie gotowy. 
-Tydzień! Przez następny tydzień bachor tego bydlaka ma żyć w moim ciele?! - Lily opadła na poduszki. Nie próbowała powstrzymywać łez, wiedziała, że to nic nie da. Nic nie mówiła. Gardziła sobą, że przez miesiąc utrzymywała przy życiu dziecko kogoś takiego jak Malfoy. Popatrzyła na zegarek i ze zdziwieniem stwierdziła, że minęło już prawie półtorej godziny odkąd tu przyszła. Lekcje się już skończyły. Wstała szybko z łóżka i wybiegła ze skrzydła szpitalnego. Skierowała się do Pokoju Wspólnego gryffindoru a potem po schodach na lewo, do dormitorium chłopaków. Musiała powiedzieć Jamesowi. Tylko on wiedział o wszystkim, tylko z nim mogła o tym porozmawiać. Nie obchodził ją fakt że był na nią obrażony, musiała się z nim teraz widzieć. Zapukała do drzwi z napisem "Rok Czwarty". Otworzył Remus. 
- Lily... - widząc jej zapłakaną twarz, nie wiedział co powiedzieć. 
- Remusie, muszę porozmawiać z Jamesem - powiedziała szybko.
- Nie wiem czy on będzie chciał z tobą rozmawiać - powiedział zakłopotany. 
- Nie obchodzi mnie to! - mówiąc to przepchnęła się do środka. James leżał na swoim łóżku a Syriusz i Peter siedzieli na swoich. Gdy Black ją zobaczył powiedział z pogardą:
- James, miałeś rację, przybiegła z płaczem! - James nie odpowiedział. 
- J-James... - powiedziała słabym głosem Lily, nie zwracając uwagi na docinki Syriusza - James, proszę cię, popatrz na mnie - chłopak usiadł na łóżku.
- Czego chcesz?- prychnął - Jeśli myślisz, że znowu ci wybaczę, bo się rozpłakałaś, to jesteś w głębokim błędzie -  Ruda odetchnęła głęboko i bez żadnych ceregieli powiedziała:
- Jestem w ciąży - Reakcja ludzi w pomieszczeniu była różna. Syriusz spadł z łóżka, Peter zakrztusił się pasztecikiem dyniowym, Remus z wrażenia usiadł na swoim łóżku, a James szybko wstał. Po chwili wszyscy mieli taką samą minę; oczy wybałuszone, szczęka opadła im do kolan i patrzyli się na Lilkę z niedowierzaniem. Pierwszy głos odzyskał James. 
- Jesteś pewna? - zapytał.
- Tak, właśnie wróciłam od Pomfrey. 
- I to dziecko jest m...? - zapytał, ale Lily mu przerwała. 
- Tak, a kogo innego? - wybuchnęła. To przecież oczywiste, że to dziecko Malfoya, nikt inny jej nie gwałcił! Łzy znowu zaczęły jej spływać po policzkach. Cała złość z Jamesa wyparowała i przytulił ją opiekuńczo. 
- Czekaj... - powiedział Syriusz - Czyli, Evans jest w ciąży? I ma dziecko? Znaczy będzie miała?
- Syriusz, odpuść - powiedział James. 
- Ale...
- Syriusz!
- To...?
- Idź stąd! - Krzyknął James. Remus pomógł wstać Syriuszowi i popchał go w stronę drzwi. Peter podążył za nimi i w końcu byli sami. 
- Lily, co teraz? - zapytał, nie wypuszczając jej z ramion. 
- Jak to co? Pomfrey właśnie warzy eliksir, żeby usunąć ciążę - powiedziała łamanym głosem.
- Dzięki bogu - chłopak odetchnął z ulgą. Nie wiedział czemu, ale nie chciał, żeby Lily urodziła to dziecko. Nadal miał złudzoną nadzieję, że kiedyś będą razem i nie chciał wychowywać dziecka kogoś innego, a zwłaszcza dziecka Malfoya. 
- Chyba nie myślałeś, że zachowam to dziecko? 
- Nie, tylko... Nie ważne - oboje zamilkli. Stali tylko po środku pokoju, przytuleni do siebie. Lily, chociaż czuła się bezpiecznie, nadal wylewała łzy w koszulę chłopaka. On głaskał ją po włosach, starając się ją uspokoić. 

***

Trzy czwarte Huncwotów siedziało w Pokoju Wspólnym. Wszyscy byli oniemiali, ich twarze nie wyrażały niczego poza zdziwieniem. 
- Czy ja dobrze zrozumiałem? - zapytał Syriusz - Evans jest w ciąży z Jamesem? 
- Ciszej, debilu! - syknął Remus, niestety trochę za późno. 
- Co? - zapytała jakaś dziewczyna siedząca obok - Lily jest w ciąży z Potterem?! - w Pokoju Wspólnym zaczęło wrzeć. Nigdy tam takiego hałasu nie było, każdy gadał tylko o Lily, Jamesie i o ich dziecku. 
- No i patrz co narobiłeś! - Remus walnął Syriusza w głowę - Nie dość problemów ma dziewczyna, to teraz cała szkoła będzie wiedziała! 
- I tak by się wszyscy dowiedzieli, brzucha by nie ukryła - powiedział niewinnie.
- Zresztą nie znamy całej historii, może to wcale nie jest prawda - zastanowił się Remus. 
- Przecież wyraźnie powiedziała "Jestem w ciąży", a on wyraźnie się spytał "I to dziecko jest moje?", i ona wyraźnie potwierdziła!
- No tak, ale... Nie ważne i tak nie powinieneś tego wszystkim tak ogłaszać! - powiedział z wyrzutem Lupin - A zresztą, nie ważne...